Życie bywa zabawne. Tydzień wcześniej bawisz się sztuczną inteligencją, testując możliwości Midjourney w najnowszej, piątej wersji. Myślisz, że może to twoja nowa wkrętka. Jednak po intensywnym weekendzie, gdzie siedzisz przy komputerze godzinami, przychodzi poniedziałek. Budzisz się i mówisz sobie – “pierdolę Midjourney, pierdolę to oszustwo. Wracam do fotografii”.
Wrzucasz posta na instagrama ze zdjęciem zrobionym telefonem, które obrabiasz w aplikacji. Kadrujesz, zmieniasz na czarno-białe, dodajesz “ziarno”… “Pierdolę i to. Wracam do kliszy, do analoga. I nie będę robić żadnej postprodukcji na komputerze, poza kadrowaniem i jaśniej/ciemniej”. Cały tydzień chłoniesz wiedzę na temat fotografii analogowej. Kupujesz też parę zabawek – body Canona i parę obiektywów. Za jakieś śmieszne pieniądze, bo używany sprzęt analogowy jest śmiesznie tani i pełno okazji na portalach aukcyjnych. Podstawowa, plastikowa optyka Canona nie jest droga, a na start wystarcza w zupełności.
Drogie są filmy, szczególnie kolorowe. Taniej niż za 50 zł za rolkę 36 klatek nie da rady. Ale…
Znajomy fotograf zapodaje temat tanich filmów, które nie są niczym innym niż pociętą taśmą filmową. I to nie byle jaką taśmą filmową. To Kodak Vision3, na której Tarantino nakręcił większość swoich filmów, Nolan “Incepcję”, a Scorsese “Wilka z Wall Street”.
Dla ciebie jest to ważniejsze od ceny i niemalże magiczne, bo zawsze podchodziłeś do fotografii w mocno filmowy sposób. Ktoś ci kiedyś nawet powiedział, że niektóre twoje zdjęcia wyglądają jak kadry z filmów. I to prawda, bo kadry z filmów masz w głowie, czasem bezpośrednio nawiązujesz do jakiegoś filmu, wymyślając sesję fotograficzną.
Z niezwykłą dla siebie konsekwencją realizujesz poniedziałkowe postanowienie. Dokładnie tydzień później zanosisz swoją rolkę ze zdjęciami do zaprzyjaźnionego labu. Pierwszą od 1988 roku.
photo: s_exercises